Deponia Doomsday

Nie będę owijał tutaj w bawełnę i kolejny raz opisywał o co w tym tytule chodzi. Przystąpienie do niego bez przejścia poprzednich części jest całkowicie bezsensowne, więc polecam ją tylko tym, którzy w Deponię już grali. A to polecanie i tak jest takie „nie do końca”, bo właściwie to tytułu nie polecam. Dodam tutaj także, że skończyłem poprzednie trzy części, nim tę nawet zapowiedziano.

SPOILERY!! MASA SPOILERÓW!!

Deponia Doomsday jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniej części. Mechanika polega na tym samym – klasyczny point’n’click, w którym to chodzimy Rufusem i zestawiamy ze sobą różne rzeczy. Jak zwykle musimy uratować świat i Goal. Nic nowego na tej płaszczyźnie. Także muzyka – dalej świetna, pełno smaczków z poprzedników. Graficznie tytuł ciągle powala. Widać, że graficy naprawdę znają się na tym co robią.

Zabawa zaczyna się dopiero, gdy uświadamiamy sobie, że akcja tej części tak naprawdę dzieje się zawsze. Przed, po i w trakcie „The Complite Journey”. W nieskończonej pętli. I na dobrą sprawę, przechodząc, jeszcze wtedy trylogię, nie wiemy, iż te wszystkie sytuacje wydarzyły się już niezliczoną ilość razy.

Całość jest taka, jaką każdy zna – rewelacyjna. Przygoda! Ciągłe problemy na drodze do uratowania świata. Niepowstrzymany Rufus. Wszystko to do czego seria Deponia zdążyła nas przyzwyczaić. Z jednym drobnym wyjątkiem. Nie ma śpiewanych przerywników między rozdziałami. Niby to nic wielkiego, ale strasznie mi ich brakowało. Było to coś z serii, co zostało ze mną już po jej ukończeniu. A tu tego nie ma.

Mocnym rozczarowaniem jest też zakończenie. Końcówka Goodbye Deponia była mocno zaskakująca i osobiście uważam ten koniec za jeden z najlepszych w historii. W jednej chwili zmienił bohatera komicznego w tragicznego. Rufus już nie był śmieszkiem dążącym do własnych zachcianek, lecz istotą, która poświęciła się, by ludzkość mogła przetrwać, będąc po drodze wyśmiewanym i umierając krok od celu. Chodzi o tą zmianę. Tak ciężką do uzyskania jedną sceną. Natomiast Doomsday, robione z powodu braku happy endu, kończy się………. śmiercią Rufusa. Tak. Umiera. I tyle…..

Więc co z tego, że przygoda jest super? Cała droga do końcówki tej części jest jak zwykle genialna. Ale co z tego, skoro Rufus umiera? Równie dobrze cała ta część mogłaby się nie odbyć. Tak zwyczajnie. Bo nie ma ona najmniejszego sensu. Już nie zmienia bohatera z komicznego w tragicznego. Nie sprawia, że Goodbye Deponia ma nowe zakończenie. Nie. Pętla się przerywa. Rufus umiera. I tyle. Cała ta historia i ta przygoda nie ma wpływu na nic. Jest bezwartościowa.

Dlatego też, pomimo, iż bawiłem się świetnie do samego końca, nie mogę tej Deponii polecić. Bo zwyczajnie jest bezcelowa. Nie wnosi nic, poza pieniędzmi do portfela twórców. Jest to obrzydliwy skok na hajs ludzi, którzy pokochali Rufusa i cały wykreowany przez Deadalic świat. Jestem niestety bardzo rozczarowany i nie polecam.

NIE POLECAM

Rating: 8.0/10. From 1 vote.
Please wait...