Jeżeli ta recenzja miałaby być tak mała, jak cena The Deed to napisałbym: kupuj!
„Czyn” nie kosztuje bowiem nawet 4 zł. Jego przejście nie wymaga, zbyt dużo czasu. Na dobrą sprawę, jakiekolwiek zakończenie można zobaczyć już po około 30 minutach gry. Mimo to – i tak warto.
The Deed opowiada historię wydziedziczonego Arrana Bruce’a. Jego ojciec obchodzi okrągłe urodziny, cały majątek został przepisany na, nie do końca normalną, siostrę Arrana. W związku z tym, młodzieniec postanawia wrócić do domu po latach nieobecności i poukładać rzeczy tak jak powinny wyglądać. Czyli pozbyć się siostry. I najlepiej zrzucić winę na kogoś innego.
I na tym polega cała zabawa. Nie jest sztuką zabić siostrę. Zawsze się ją zabija – jednak całym clou tytułu jest zabić ją tak, by aresztowany został inny z domowników. Który? To zależy tylko od tego, jak zostaną podłożone dowody i czym zostanie zabita dziedziczka. Przykładowo: tylko lokaj ma klucze do szafki, w której schowana jest lina. Akurat zapomniał jej zamknąć… Co najlepsze: niekoniecznie musi zostać w tym przypadku uznany winnym (!) – przecież młoda dama mogła popełnić samobójstwo. Sposobów jest cała masa. Dodatkowo, olbrzymią rolę odgrywają same dialogi. Jeżeli przy obiedzie powiesz, że lokaj zagląda w dekolt panią przy stole, wtedy detektyw doda do siebie wszystkie fakty a wynik będzie taki, jaki chcemy. Proste. 2+2=5. Bo możemy. Naprawdę fajnie zaczyna być, gdy chce się wrobić kogoś konkretnego. Bo wbrew pozorom – to wcale nie jest takie łatwe.
Podsumowując: „The Deed” stworzone jest do tego, by próbować różnych wariantów i szukać różnych zakończeń. Jak na niecałe 4 zł. Świetna zabawa – nawet pomimo tragicznej grafiki (sekret: w pewnym momencie przestaje mieć ona jakiekolwiek znaczenie).
POLECAM